niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 5

Wystrojona w czarne spodnie, białą koszulę i marynarkę następnego dnia wyruszyłam na spotkanie z tym całym Valentino Valverde. Byłam jednocześnie podekscytowana jak i niezwykle zdenerwowana. W gruncie rzeczy nie miałam pojęcia czego właściwie mam się spodziewać po tym spotkaniu. Jedynie informacje uzyskane od Klausa dodawały mi otuchy. Wytyczne przewidywały, że sam wodociąg będzie kosztował około siedemdziesięciu tysięcy, plus jakieś trzydzieści na robociznę i jakieś dwieście pięćdziesiąt dolarów od działki. Według wszystkich wytycznych i wyliczeń nie była to zbyt wygórowana cena, jednak jak to zwykle bywa w takich sytuacjach potencjalny klient musiał się sprzeciwić. Weszłam do wskazanej przez Valverde kawiarni i zaczęłam rozglądać się za mężczyzną pasującym do opisu jego osoby. Nikogo takiego nie zauważyłam, trudno najwyraźniej jeszcze nie dotarł na miejsce, zamówiłam sobie kawę i postanowiłam poczekać, nauczyłam się, że zawsze trzeba dać człowiekowi możliwość przynajmniej piętnastominutowego spóźnienia.
- Panna Elena Gilbert, jak mniemam- aż podskoczyłam, słysząc głos za plecami.- Najmocniej przepraszam, wystraszyłem, panią?- zapytał, podchodząc do mnie i wyciągając rękę.- Jestem Valentino Valverde, pełnomocnik i wspólnik pana Millianvelliego- usiedliśmy wspólnie przy stoliku.
- Miło pana w końcu poznać- odpowiedziałam z uśmiechem.- Jednak bardzo żałuję, że pana wspólnik nie jest w stanie nam towarzyszyć.
- Cóż, Federica wezwały pilne inwestycje w Stanach, nie mógł odmówić- odpowiedział.- Skoro już o inwestycjach mowa, przejdźmy może do naszych interesów- zaproponował.- Po długich dyskusjach i wnikliwych analizach, wspólnie z Frederickiem doszliśmy do wniosku, iż żądania pana Mikaelsona co do budowy wodociągu są zbyt wygórowane.
- W takim razie proszę mi przedstawić, przygotowany przez panów przykładowy kosztorys- poprosiłam. Wyciągnął z aktówki kilka dokumentów i podał mi. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, ten człowiek albo był zwykłym sknerą albo wcale nie zależało mu na ludziach.
- Panowie, chyba sobie żartują- powiedziałam, oddając mu dokumenty.- Przecież to zwykłe oszustwo, nie widzą panowie, że w przedstawionym kosztorysie wszystkie zyski jakie zostaną poniesione będą z korzyścią dla firmy pańskiej i pana Millianvelliego. Materiały, które panowie proponują są z najniższej półki, poza tym wynagrodzenie dla pracowników jest śmiechu warte, pan Niklaus Mikaelson nigdy nie zgodzi się na takie warunki.
- Rozumiem, jednak proszę żeby dokładnie przedyskutowała to pani z panem Mikaelsonem- odpowiedział.- Jeżeli dojdą państwo wspólnie do wniosku, iż firma pana Mikaelsona nie chce podjąć się budowy wodociągu na naszych warunkach nie będziemy negocjować tylko poszukamy innych chętnych- powiedział wstając.- Proszę do mnie zadzwonić kiedy wszystko ustalicie- podał mi rękę i opuścił lokal.

***

- Uwierzysz?- zapytałam.- Co z niego za burak- powiedziałam, kiedy razem z Damonem, jedliśmy lunch.- Rozmawiałam już z Caroline i poprosiłam żeby Klaus się odezwał. Jednak doskonale wiem, że on nigdy się na to nie zgodzi.
- Jeśli chcesz znać moje zdanie- zaczął.- To ja uważam, że ten Millianvelli ma trochę racji- spojrzałam na niego, nie dowierzając.- Spójrz na to z ich perspektywy, ten wodociąg w gruncie rzeczy kosztuje fortunę, a jest wiele firm, które zrobią to za jeszcze niższą cenę niż oni proponują.
- Damon, czy ty siebie słyszysz?- zapytałam.- Oni praktycznie chcą wyzyskiwać tych ludzi, jak niewolników nie mogę na to pozwolić.
- Ci ludzie będą szczęśliwie mając jakąkolwiek pracę- odpowiedział.- Eleno, tak się tutaj żyję, warunki nie są lekkie, ale ty nie zmienisz świata.
- Nie rozumiem jak możesz być takim bezdusznym człowiekiem- odparłam.- To twoi rodacy, nie chcesz żeby mieli lepsze życie?- zapytałam z wyrzutem.- No tak zapomniałam, jesteś przecież zapatrzonym w siebie egoistą z wielkiego pałacu!- wrzasnęłam.- Ale wiesz co ty i tobie podobni możecie się uważać za pępki świata, ale ja takich będę tępić dopóki będę miała siłę, zrozumiałeś?
- Eleno, to ty niczego nie zrozumiałaś- powiedział po chwili.- Przyjechałaś z tak zwanego wielkiego świata i porównujesz tutaj wszystkich, ale w Europie zupełnie inaczej wygląda życie ludzi.
- Tak sobie tłumacz- powiedziałam.- Muszę iść, może Klaus się odezwie- odeszłam nie czekając czy jeszcze coś powie.

***

- Ale Klaus, jak możesz się na to zgodzić?- zapytałam nie dowierzając, że Nik może być, aż tak głupi.- Przecież te warunki to jakaś kpina.
- Eleno, nie mam teraz zbyt dużej możliwości wybrzydzania- powiedział.- Porozmawiaj z tym pełnomocnikiem i powiedz, że podejmujemy się budowy.
- Czy stało się coś o czym mi nie powiedziałeś?- zapytałam.- Czy coś się dzieje w firmie?
- Nie chciałem cie obarczać jakimiś zmartwieniami- powiedział.- Jednak moja firma nie ma się najlepiej, kilku naszych klientów nie wypłaciło mi pieniędzy i teraz potrzebuje chociaż minimalnego zastrzyku gotówki.
- Może potrzebujesz mojej pomocy w Stanach?- zapytałam.- Zawsze mogę przyjechać i zająć się sprawami tych niewypłaconych pieniędzy- zaproponowałam.
- Nie, nie wolałbym żebyś nadzorowała wszystko tam we Włoszech- odpowiedział.- Tutaj już cały zastęp prawników zajmuje się pozwami, ty lepiej dopilnuj, żeby ten Millianvelli niczego nie kombinował- poprosił.- W razie problemów dzwoń do mnie, a i jeszcze jedno nie opowiadaj o niczym Caroline. Ona i tak już nieźle świruje na myśl, że masz tam tylko Damona, jest gotowa zabrać dzieci i nie zważając na wszystko ruszyć ci na ratunek.
- Cała Caroline, właśnie za to ją kocham- powiedziałam.- Nie martw się nie będę jej opowiadała o problemach, obiecuje. Zadzwonię do ciebie kiedy podpiszemy kontrakt i pracę już się rozpoczną, do usłyszenia- dodałam i rozłączyłam się.

***

- No nieźle ci się udało- powiedział Klaus.- Ona już nienawidzi tego Millianvelliego. Nie mogłeś wymyślić, czegoś innego?-zapytał.- Ona myśli, że to jakiś sknera, a do tego ja musiałem wymyślić bajeczkę o problemach finansowych w mojej firmie.
- Przepraszam, że musiałem cie w to wciągnąć- powiedziałem.- Elena, teraz jest wkurzona, ale jej przejdzie, a ciebie nawet nie podejrzewa o jakieś nieczyste zagrywki, więc nie musisz się o nic martwić.
- Bardzo ciekawe, nie muszę się o nic martwić, mówisz?- zapytał kpiąco.- Pamiętaj jednak, że to wszystko będzie na mnie kiedy wyjdzie na jaw, po tobie każdy spodziewa się najgorszych rzeczy, ale ja nie chce kłócić się z żoną, ani stracić najlepszego prawnika mojej firmy- powiedział.
- Nie stracisz- obiecałem.- Kiedy wszystko się skończy, wyjaśnię dziewczynom o co w tym wszystkim mi chodziło, a one nam wybaczą- powiedziałem.
- Damon, ja ci pomagam, ale powiedz mi jedno o co w tym wszystkim naprawdę chodzi?- zapytał.- Rozumiem, że chcesz utrzeć nosa Elenie, z którą nigdy za sobą nie przepadaliście, ale po co, aż tyle zachodu? Pamiętaj, że obiecałeś nie przesadzić, a co ja słyszę, iż się zaprzyjaźniłeś z Eleną. Dlaczego z jednej strony chcesz ją podkopać zawodowo, a z drugiej chcesz udawać najlepszego sprzymierzeńca?
- Nawet nie wiesz jak zabawnie jest patrzeć jak ona się piekli- powiedziałem.- Teraz tylko czekać na rozwój wydarzeń, Klaus uważaj tylko żeby z niczym się nie zdradzić. Mam pytanie, czy gdybym potrzebował twojej pomocy będziesz mógł przyjechać?- zapytałem.
- Postaram się- odpowiedział.- Tylko pamiętaj, że muszę wymyślić jakąś wymówkę dla Caroline.
- Weź ją i dzieciaki ze sobą- odpowiedziałem.- Chętnie zobaczę moich siostrzeńców, a tak poza tym będę miał wymówkę żeby sprowadzić Elenę do mojego domu- uśmiechnąłem się.
- Dobrze, dobrze nie rozpędzaj się tak- powiedział.- Masz mnie informować o wszystkich postępach, teraz kończę, zaraz mam spotkanie.
- Bądź pod telefonem- poprosiłem.- Do usłyszenia, kochany szwagrze.
- Nie przylizuj się tak- odpowiedział.- Pilnuj się lepiej- rozłączył się.
________________________________________
Po pierwsze dziękuje Soul za przepiękny szablon, od razu chce mi się pisać:) Co do rozdziału jestem zadowolona, jednak nie wiem czy wam się spodoba, komentujcie. Jeżeli mi się uda to do jutra powinien pojawić się rozdział na  moim nowym Klaroline.


Theme by Hanchesteria