środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 2

Dwa tygodnie później:

- Mój mąż jest naprawdę okropny- uśmiechnęła się, Caroline.- Zabierać mi najlepszą przyjaciółkę, już ja się z nim policzę.
- Co nie będzie seksu, przez miesiąc?- zapytała Bonnie.- Oj daj spokój, Caroline wiemy jak to jest- powiedziała, kiedy Caroline, walnęła przysłowiowego buraka.
- Dziewczyny przecież nie wyjeżdżam na koniec świata- wtrąciłam się do rozmowy.- To będzie wspaniała przygoda. Tylko sobie wyobraźcie, ja, Włochy, a przede wszystkim Włosi- uśmiechnęłam się.- Może wreszcie i do mnie uśmiechnie się szczęście.
- Dlaczego, chcesz szukać tego szczęścia, na drugim końcu świata?- zapytała Bonnie.- Przecież, tutaj też jest pełno przystojnych mężczyzn, a ty jesteś wspaniała, tylko musisz trochę poszukać.
- Bonnie, nie chodzi tylko o mężczyzn- tłumaczyłam.- Potrzebuje chwili przerwy. Dziewczyny to Europa!- wrzasnęłam.- Wreszcie odetchnę od tego zatłoczonego miasta.
- Dobrze, rozumiemy, że nie ma szans cie przekonać- powiedziała Caroline.- Mam nadzieję, że twoje zadanie zawodowe nie jest ciężkie?
- Oczywiście, że nie- odparłam.- Jestem prawniczką, dla mnie takie negocjacje to nic, w porównaniu z tym czego musiałam dokonywać na studiach- wznowiłam, przerwane pakowanie.- Może byście pomogły?
- Powiedź, chociaż czy wszystko masz załatwione- poprosiła mulatka.- Zakwaterowanie, kto się będzie tobą zajmował, kiedy tam dojedziesz?
- Nie martw się- uspokoiłam ją.- Wszystko jest gotowe. Będę mieszkała ze starszym małżeństwem, w jakimś miłym zakątku Florencji.
- Niezbyt wyszukane towarzystwo- zaśmiała się Caroline.
- Dawni pracownicy, twojego zmarłego teścia- powiedziałam.- Klaus bardzo ich zachwalał, dziwne, że nie wiesz.
- Dopiero co wzięliśmy ślub- przypomniała.- Musimy się jeszcze nacieszyć naszym miesiącem miodowym. Na poznawanie, całych biografii od a do z będzie czas przez najbliższe trzydzieści lat. Właśnie skoro już mowa o moim małżeństwie, na weselu zauważyłam, że rozmawiałaś z Damonem. Mam nadzieję, że sprawował się jak najlepiej- spojrzała na mnie pytająco.
- Powiedźmy- mruknęłam.- Wiesz jaki jest Damon, udaje, że nagle się zmienił- powiedziałam.- Jednak starał się być miły, zapewne dlatego, że obok bawiła się wasza matka.
- Zarówno ona jak i Stefan mówią, że nadal jest największym cynikiem jakiego spotkali- powiedziała, Caroline.- Jednak wszyscy mamy nadzieję, że za tą fasadą, którą zbudował przez lata, ukryty jest prawdziwy Damon.
- Pierwszy raz w życiu, go bronisz- powiedziałam.- To nadzwyczajne, biorąc pod uwagę jak zachowywał się lata temu. Nawet jako dziecko, potrafił być podłym łajdakiem. Szczerze cie nienawidził.
- To przeszłość, Eleno- odparła.- Nie zapominaj, że mama odeszła na dobre od Giuseppe na kilka miesięcy, zanim się urodziłam. Zarówno Stefan jak i Damon byli małymi chłopcami, którym rozpadła się rodzina.
- Jednak Stefan, nigdy nie traktował cie jak człowieka gorszej kategorii, tylko dlatego, że twoim ojcem jest inny mężczyzna- nie wiem dlaczego się tak upierałam.- Dajmy temu jednak spokój, powinnam się pospieszyć jeżeli nie chce się spóźnić na samolot.

***

- Obiecaj, że napiszesz, jak tylko zakwaterujesz się bezpiecznie na miejscu- poprosiła Bonnie.
- Tak jest, mamo!- udawałam, że salutuje.
- Po weekendzie wyśle ci wszystkie potrzebne wiadomości w sprawie negocjacji- wtrącił Klaus, który odstawiał mnie z dziewczynami na lotnisko.
- Będę tego oczekiwała, szefie- próbowałam zamaskować swoje zdenerwowanie.- Nie musisz, przecież znam wszystko na pamięć.
- Wolę mieć wszystko pod kontrolą- odpowiedział.- Ale, teraz czas na ostatni uścisk, zapowiadają twój odlot- rzeczywiście w głośnikach rozbrzmiał komunikat, że pasażerowie mojego lotu, mają się stawić w przejściu numer dwa.
- Uważaj na siebie- powiedziała Caroline.
- Wracaj, jak najszybciej- dodała Bonnie- wszystkie trzy padłyśmy sobie w objęcia, o mały włos się nie rozpłakałam. Jednak musiałam wziąć się w garść, to idiotyczne przecież za parę miesięcy miałam wrócić do domu. 
***

Czternaście godzin później:

Wreszcie mogłam, rozprostować nogi, po tylu godzinach wyczerpującego lotu. Byłam w świetnym humorze, jednak jak to zwykle bywa, kiedy jestem zbyt szczęśliwa, musi zdarzyć się coś co mi ten nastrój zepsuje. Początkiem problemów był mój chwilowo zaginiony bagaż. Musiałam spędzić dodatkowe dwie godziny na lotnisku, zanim mogłam poszukać, niejakiego Jassie Fellini, który miał zostać moim towarzyszem do domu państwa Sellienich. Niestety również tutaj czekało na mnie nie małe rozczarowanie, ponieważ nie było go w miejscu, w którym byliśmy umówieni, na dodatek nie odbierał telefonu. Poszukałam jakiejś taksówki i usilnie próbowałam wyjaśnić taksówkarzowi jak dojechać do domu moich przyszłych gospodarzy.
- Państwo Sellienie- mówiłam bardzo powoli, słyszałam, że Włosi są bardzo przyjaźni, a w Toskanii co drugi człowiek się zna. Byliśmy w końcu stolicy, niestety problemem okazał się język.
- Ragazza salire in macchina Ti accompagno a loro- widząc, że nic nie zrozumiałam, pokazał na mnie i samochód i powtórzył- Salire in macchina- wreszcie zrozumiałam i wsiadłam. Byłam pewna, że to koniec moich kłopotów. Jechaliśmy spokojnie dobry kawałek drogi, kiedy samochód gwałtownie się zatrzymał, a z pod maski zaczęło się dymić. Taksówkarz wysiadł, otworzył klapę i zaczął majsterkować. Niestety rozpadało się porządnie, a droga z każdą chwilą musiała stawać się gorzej przejezdna, a my sterczeliśmy po środku wielkich traw. Niech to szlak!.
- L'auto si è rotta- powiedział taksówkarz, podchodząc do okna.- Nessun posto dove andare- to akurat zrozumiałam dokładnie. Podziękowałam mu, wątpiąc czy zrozumiał i zabrałam swój bagaż. 
Nie mogło mnie spotkać już nic gorszego, więc przechadzka w deszczu nie wiadomo dokąd nie była niczym szczególnym. Nie mam pojęcia ile dokładnie trwała moja wędrówka, ale po pewnym czasie byłam zmuszona porzucić nawet moje walizki. Ubranie przemokło i przylgnęło do ciała, a ciągnięcie za sobą dwóch bagaży było niemożliwością. Jednak moje męczarnie wreszcie się opłaciły, zobaczyłam bramę, a za nią wielką posiadłość. Nabrałam jakby dodatkowych sił, ponieważ rzuciłam się biegiem w ich stronę. Dotarłam do drzwi i zaczęłam tłuc pięściami. Oparłam się o ścianę, z nadzieją, że ktoś będzie w domu i mi otworzy. Usłyszałam rygiel i zaczęłam mówić, zanim zauważyłam kto stoi w drzwiach.
- Proszę mi pomóc, nie wiem gdzie jestem, miałam dotrzeć do państwa Sellienie, ale taksówka się zepsuła i musiałam tutaj dotrzeć na piechotę- zaczerpnęłam tchu.- I...- przerwał mi opanowany głos.
- Elena, co ty tutaj robisz?- to był dobrze znany mi głos.- Nigdy bym się tego nie spodziewał.
- Damon- powiedziałam, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Jednak może być gorzej.
_______________________________________________________
Trzymajcie rozdział drugi. Tłumaczenie włoskich zwrotów:
1. Ragazza salire in macchina Ti accompagno a loro- Dziewczyno, wsiadaj do samochodu, podwiozę cie do nich.
2.  L'auto si è rotta- Auto się zepsuło.
3. Nessun posto dove andare- Nigdzie nie pojedziemy.

KOMENTUJCIE, to pomaga. Mam nadzieję, że się spodoba.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 1

Nowy Jork, 2014 rok

Wszystko wyglądało pięknie, kwiaty, Kościół, a Klaus i Caroline świata poza sobą nie widzieli. Tak się cieszyłam szczęściem przyjaciółki. Zasługiwała na takiego mężczyznę jak Klaus i jeszcze Charlie i Theo, byli prawdziwą rodziną. 
- Ziemia do Eleny- zawołała Bonnie, machając mi ręką, przed twarzą.- Ale masz rozmarzoną minę- uśmiechnęła się.
- Bon, nie uważasz, że oni wyglądają jak z bajki?- zapytałam.- To wspaniałe, a jednocześnie takie smutne, już nie będziemy mieszkać razem, koniec plotek i butelek wina na kanapie w naszym salonie- posmutniałam.- Jakbyśmy straciły przyjaciółkę.
- Jesteś prawniczką, a duszę masz jak u romantyczki- odparła Bonnie.- Nie masz się czym martwić, przecież Caroline nie wyjeżdża na księżyc, będziemy się często widywać.
- Masz rację- powiedziałam.- Teraz chodźmy, nie przesiedzimy chyba całego wesela- bawiłyśmy się na parkiecie, dobrą godzinę. Nagle zgubiłam gdzieś Bonnie. Przeszukałam całą salę, ale nigdzie jej nie było, nie chciałam przeszkadzać Caro w jej szczęściu, więc zaczęłam się rozglądać wokół sali.
- Kogo szukasz?- usłyszałam głos za sobą, odwróciłam się i zobaczyłam Damona.- Mogę ci pomóc.
- Bonnie, gdzieś zniknęła- powiedziałam.- Daruj sobie, nie potrzebuje twojej pomocy.
- Eleno, dlaczego zachowujesz się w ten sposób?- zapytał z miną niewiniątka.
- Gdybym cie nie znała, uwierzyłabym, że taki z Ciebie pomocny człowiek- powiedziałam.- Wszyscy jednak, doskonale wiemy, że masz głęboko gdzieś swoją rodzinę.
- Ranisz moje serce, tymi osądami- odparł. Przez chwile staliśmy w ciszy, mierząc się wzrokiem, niestety podeszła do nas Esther i musieliśmy zacząć się uśmiechać.
- Według tradycji, świadkowie również powinni ze sobą zatańczyć- powiedziała, dając nam jasno do zrozumienia, czego od nas oczekuje.
- Oczywiście- odparł, szybko Damon.- Eleno Gilbert, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną- widać było, że Esther jest wniebowzięta, jego zachowaniem.
- Taka jest tradycja- powiedziałam, podając mu dłoń. Przeszliśmy razem na parkiet. Nie miałam zamiaru z nim rozmawiać, jednak jak to zwykle bywa z Damonem, musiał zrujnować moje plany.
- Dlaczego uważasz, że nie interesuje się swoją rodziną?- zapytał, przerywając ciszę.
- Ty, się tak na serio pytasz?- pokiwał głową.- Znamy się nie od dzisiaj, a moja pamięć jeszcze nie szwankuje, a z tego co sobie przypominam, nie szczególnie przepadałeś za Caroline. Całe nasze dzieciństwo dokuczałeś jej, tylko dlatego, że twoja matka miała ją z innym mężczyzną, a nawet kiedy układała sobie życie z Klausem, musiałeś psuć jej radość- spojrzał na mnie zdziwiony.- Nie udawaj, drażniłeś się z nią, jak mogła zdobyć go przez łóżko.
- Moje stosunki z siostrą, nie były najlepsze- przyznał.- Jednak chyba nadeszła pora, żeby ocieplić nasze stosunki, przecież jesteśmy rodziną- dodał,- Nie uważasz, że osoby takie jak ja mogą dorosnąć i zmienić się?- zapytał.
- Tacy jak ty nigdy się nie zmieniają- powiedziałam.- Możesz oczarować wszystkich swoją rolą dżentelmena, ale nie wmówisz mi, że nagle staniesz się potulnym barankiem. Dla ciebie liczy się tylko winiarnia, imprezy i czczenie swojego zmarłego ojca, który według ciebie był ideałem.
- Nie masz prawa, mnie osądzać!- podniósł głos, aż wszyscy na nas spojrzeli.- Ty i to twoje idealne życie, praca, sukcesy, przyjaciółki, rodzina- zaczął ciszej.- Jednak coś ci powiem pani idealna, żaden facet z tobą nie wytrzymuje, ponieważ jesteś zadufaną w sobie smarkulą!- zakończył.
- Wolę do końca życia, zostać starą panną- zaczerpnęłam powietrza- niż zadawać się z podobnymi tobie egoistami- powiedziałam oburzona, kończąc taniec i wyszłam z sali.
- Jeszcze zobaczymy- powiedział, patrząc za nią Damon.
_________________________________________________
Wiem, że krótko, ale to początek. Pierwsze opowiadanie o Damonie i Elenie, no nie wierze. Ja o nich piszę, ale nam nadzieję, że spodoba się wam tak jak moje Klaroline. Wiem, że miałam zacząć od czerwca, ale postanowiłam już dzisiaj opublikować rozdział, wiecie wena i takie tam. Jednak pozostałe blogi tymczasowo zawieszone do czerwca, nie wiem jak będzie z tym, ale się postaram. Do napisania:)
Pierwsza część sagi: http://klaus-caroline-po-ludzku.blogspot.com/ (Dla tych, którzy nie czytali, będę się do tego bloga odnosić, w niektórych momentach, żebyście zrozumieli niedopowiedzenia.)
Theme by Hanchesteria