piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 6

- Nie no panowie, proszę to nie miało tak wyglądać!- krzyczałam, biegając po budowie w błocie po kolana.- Panowie, ja wiem, że państwa szef zażądał żeby brali panowie udział w budowie, ale ja nie mogę pozwolić, na dezorganizowanie pracy całego zespołu.
- Paniusiu, proszę nam tutaj nie przeszkadzać- powiedział jeden z robotników.- Jak widzę jest tylko jedna osoba, która przeszkadza nam w pracy- wskazał na mnie palcem- Pani. Proszę, więc żeby łaskawie zabrała pani swój tyłek, nawiasem mówiąc bardzo zgrabny- mrugnął do mnie cwaniacko- z tej budowy i nie zawracała nam gitary.
- Jak pan śmie!- krzyknęłam i już chciałam go spoliczkować, kiedy usłyszałam za sobą męski głos.
- Panie Graviennie, proszę natychmiast przeprosić, pannę Gilbert za swoje grubiańskie uwagi- powiedział Damon, podchodząc do nas.- Zabrakło panu słów?- zapytał, spoglądając na mężczyznę morderczym spojrzeniem.
- Panie Salvatore...- zająknął się.- Panno Gilbert, najmocniej przepraszam za moje jakże niestosowne słowa- powiedział spuszczając wzrok.- Państwo wybaczą, ale wrócę do pracy- pospiesznie odszedł.
- Dziękuje- powiedziałam, odwracając się do Damona.- Nie musiałeś tego robić, ale i tak dziękuje. Powiem szczerze, że wyraźnie sobie nie radzę, wiesz sami mężczyźni nie chcą mnie słuchać- uśmiechnęłam się.
- Może powinnaś poprosić Klausa żeby tutaj przyjechał- powiedział.- Wiesz ja zawsze mogę ci pomóc, ale myślę, że Klausa słuchaliby bardziej.
- Nie mogę oderwać Klausa od rodziny- powiedziałam.- Wiesz co zrobiłaby mi Caroline, gdyby jej mąż nagle wyjechał na drugi koniec świata, zostawiając ją z dwójką dzieci?- zapytałam retorycznie.- Nie, nie mogę tego zrobić.
- Przyznaj, że czułabyś się pewniej mając go po swojej prawicy- szturchnął mnie w bok, uśmiechając się.- Jeżeli chodzi tylko o Caroline, zostaw moją siostrę mnie- wybałuszyłam na niego oczy.- Chcesz pomocy Klausa z bonusem spotkania z najlepszą przyjaciółką i dwójką małych słodziaków?- zapytał.
- Jak zamierzasz niby tego dokonać?- odpowiedziałam pytaniem.- Caroline, nigdy nie wybierze się w taką podróż, przecież Theo ma dopiero kilka miesięcy, założę się, że woli teraz siedzieć w domu i odsypiać noce.
- Okej, załóżmy się- powiedział.- Jeżeli uda mi się przekonać siostrę, żeby tutaj przyjechała, wisisz mi kolację. Jeszcze jedno, będziesz musiała przeprowadzić się do mnie, żeby dotrzymywać jej towarzystwa, kiedy Klaus nie będzie zapięty do tej najkrótszej smyczy- roześmiałam się.
- Z tą kolacją, to konieczność?- zapytałam zaczepnie.- Niech ci już będzie- przypieczętowaliśmy zakład uściskiem dłoni.
- Poszukaj jakiejś porządnej restauracji- powiedział.- Lubię każdy rodzaj kuchni, żeby było ci łatwiej. Teraz lepiej stąd chodźmy, zanim zatoniemy w tym błocie, założyłem najlepsze buty- podał mi ramię.

***

- Nie mogę w to uwierzyć- wrzasnęłam, chwytając Caroline, w ramiona.- Jestem taka szczęśliwa, nie wierzyłam, że Damonowi uda się namówić was na przyjazd.
- Eleno, zrobiłabym wszystko żeby się z Tobą zobaczyć- odpowiedziała.- Poza tym potrzebuje trochę odpoczynku w pięknej scenerii, wiesz jestem matką.
- Rozumiem, szkoda tylko, że nie będę mogła spędzić z wami każdego dnia- marudziłam.- W końcu ja tutaj przyjechałam do pracy.
- Kochana, powiedz mi o co Damonowi chodziło z jakimś zakładem?- zapytała.- Powiedział cytuje: Wiedziałem, że wygram, nie potrzebnie się ze mną zakładała. O co chodzi z tym zakładaniem?
- Założyliśmy się z Damonem, że jeżeli uda mu się namówić was na przyjazd tutaj, zafunduje mu kolacje- powiedziałam.- Wiesz, że nie będzie to dla mnie szczególnie przyjemne ale to niewygórowana cena w porównaniu z tym, że będę was miała obok siebie- uśmiechnęłam się.
- Uwierz mi będziesz jeszcze samą siebie przeklinała za głupotę- roześmiała się.- Teraz wybacz, ale pewien młody dżentelmen domaga się mojej niezwłocznej uwagi- powiedziała, kiedy usłyszałyśmy płacz Theo.

***

- Nie mam pojęcia co to za knajpka- powiedział Damon, kiedy prowadziłam go jakimiś malutkimi uliczkami Rzymu.- Nie mogłaś znaleźć czegoś bliżej domu?- zapytał.
- Nie- odpowiedziałam po prostu.- Nie będę siedziała tylko we Florencji, kiedy mam u stóp całe Włochy- uśmiechnęłam się.- Jesteśmy!
- U Adeli?- spojrzał na mnie.- Serio? Nie przesadzasz? To miała być restauracja, a nie jakiś bar- naburmuszył się.
- Oj daj spokój- szturchnęłam go w bok.- Będzie fajnie, nie lubisz domowych przysmaków?- zapytałam.
- Raczej rzadko zdarza mi się je jadać- zauważył.- Jestem facetem i moje zdolności kulinarne ograniczają się tylko do podgrzewania mrożonek w mikrofalówce.
- Tym bardziej powinieneś się cieszyć z zaproszenia na domowe potrawy- powiedziałam.- Poza tym chce zobaczyć dzisiaj wieczorem fontannę di Trevi. Muszę wrzucić pieniądze i pomyśleć życzenie, każdy turysta musi to zrobić będąc w Rzymie!- wrzasnęłam.
- Niech ci już będzie- odpowiedział, robiąc jedną ze swoich min.- Będę się objadał toną makaronu, a później pójdziemy zobaczyć fontannę- otworzył mi drzwi.- Pani przodem- uśmiechnęłam się i weszliśmy do lokalu.

- Stefan rozpłakał się jak pięciolatek, ja próbowałem zachować powagę, w końcu byłem starszy, jednak wtedy jak umarł nasz puszek nawet ja uroniłem łezkę. Urządziliśmy nawet uroczysty pogrzeb, a Stef napisał epitafium, zaangażowałem w to rodziców, żeby poczuł się lepiej- Damon opowiadał o śmierci jednego z kociaków ze swojego dzieciństwa. Wiedziałam, że Stefan jest wrażliwym facetem, jednak z tego co mówił, wyłaniał się obraz jego samego, jako dobrego brata i w pewnym stopniu również wrażliwego chłopca.
- Nigdy nie spodziewałabym się po tobie takiej wrażliwości- powiedziałam.- Moim zdaniem za bardzo to wszystko ukrywasz- dodałam.
- Nie jestem, aż takim aniołkiem, jakim się teraz Tobie wydaje- odpowiedział.- Doskonale pamiętam nasze kłótnie. Razem z Bonnie i Caroline były z was straszne paniusie. Takie co to boją się ubrudzić i złamać paznokcie, strasznie to irytujące.
- To raczej ty byłeś strasznym bufonem- przekomarzałam się z nim.- Uważałeś się za najprzystojniejszego i najbardziej uroczego faceta na świecie. Nie mam pojęcia co te dziewczyny w tobie widzą- pokręciłam teatralnie głową.- Okropny z ciebie cynik.
- Nie wiesz co we mnie widzą, ponieważ nie uprawiałaś ze mną seksu- odpowiedział, uśmiechając się najsłodziej jak potrafił.- Dobrze skończmy tą rozmowę i chodźmy zobaczyć fontannę, przecież twoje życzenie czeka- podał mi ramię i wyszliśmy na malownicze uliczki Rzymu.
__________________________________________________________________
Cześć i czołem, jak mnie tutaj dawno nie było. Strasznie zaniedbałam pisanie, ale obiecuje, że się poprawię. Został mi tylko jeden dzień na studiach, później wracam dopiero 14 stycznia, więc będę miała cały miesiąc na pisanie rozdziałów. Mam nadzieję, że jeszcze o mnie pamiętacie.

niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 5

Wystrojona w czarne spodnie, białą koszulę i marynarkę następnego dnia wyruszyłam na spotkanie z tym całym Valentino Valverde. Byłam jednocześnie podekscytowana jak i niezwykle zdenerwowana. W gruncie rzeczy nie miałam pojęcia czego właściwie mam się spodziewać po tym spotkaniu. Jedynie informacje uzyskane od Klausa dodawały mi otuchy. Wytyczne przewidywały, że sam wodociąg będzie kosztował około siedemdziesięciu tysięcy, plus jakieś trzydzieści na robociznę i jakieś dwieście pięćdziesiąt dolarów od działki. Według wszystkich wytycznych i wyliczeń nie była to zbyt wygórowana cena, jednak jak to zwykle bywa w takich sytuacjach potencjalny klient musiał się sprzeciwić. Weszłam do wskazanej przez Valverde kawiarni i zaczęłam rozglądać się za mężczyzną pasującym do opisu jego osoby. Nikogo takiego nie zauważyłam, trudno najwyraźniej jeszcze nie dotarł na miejsce, zamówiłam sobie kawę i postanowiłam poczekać, nauczyłam się, że zawsze trzeba dać człowiekowi możliwość przynajmniej piętnastominutowego spóźnienia.
- Panna Elena Gilbert, jak mniemam- aż podskoczyłam, słysząc głos za plecami.- Najmocniej przepraszam, wystraszyłem, panią?- zapytał, podchodząc do mnie i wyciągając rękę.- Jestem Valentino Valverde, pełnomocnik i wspólnik pana Millianvelliego- usiedliśmy wspólnie przy stoliku.
- Miło pana w końcu poznać- odpowiedziałam z uśmiechem.- Jednak bardzo żałuję, że pana wspólnik nie jest w stanie nam towarzyszyć.
- Cóż, Federica wezwały pilne inwestycje w Stanach, nie mógł odmówić- odpowiedział.- Skoro już o inwestycjach mowa, przejdźmy może do naszych interesów- zaproponował.- Po długich dyskusjach i wnikliwych analizach, wspólnie z Frederickiem doszliśmy do wniosku, iż żądania pana Mikaelsona co do budowy wodociągu są zbyt wygórowane.
- W takim razie proszę mi przedstawić, przygotowany przez panów przykładowy kosztorys- poprosiłam. Wyciągnął z aktówki kilka dokumentów i podał mi. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, ten człowiek albo był zwykłym sknerą albo wcale nie zależało mu na ludziach.
- Panowie, chyba sobie żartują- powiedziałam, oddając mu dokumenty.- Przecież to zwykłe oszustwo, nie widzą panowie, że w przedstawionym kosztorysie wszystkie zyski jakie zostaną poniesione będą z korzyścią dla firmy pańskiej i pana Millianvelliego. Materiały, które panowie proponują są z najniższej półki, poza tym wynagrodzenie dla pracowników jest śmiechu warte, pan Niklaus Mikaelson nigdy nie zgodzi się na takie warunki.
- Rozumiem, jednak proszę żeby dokładnie przedyskutowała to pani z panem Mikaelsonem- odpowiedział.- Jeżeli dojdą państwo wspólnie do wniosku, iż firma pana Mikaelsona nie chce podjąć się budowy wodociągu na naszych warunkach nie będziemy negocjować tylko poszukamy innych chętnych- powiedział wstając.- Proszę do mnie zadzwonić kiedy wszystko ustalicie- podał mi rękę i opuścił lokal.

***

- Uwierzysz?- zapytałam.- Co z niego za burak- powiedziałam, kiedy razem z Damonem, jedliśmy lunch.- Rozmawiałam już z Caroline i poprosiłam żeby Klaus się odezwał. Jednak doskonale wiem, że on nigdy się na to nie zgodzi.
- Jeśli chcesz znać moje zdanie- zaczął.- To ja uważam, że ten Millianvelli ma trochę racji- spojrzałam na niego, nie dowierzając.- Spójrz na to z ich perspektywy, ten wodociąg w gruncie rzeczy kosztuje fortunę, a jest wiele firm, które zrobią to za jeszcze niższą cenę niż oni proponują.
- Damon, czy ty siebie słyszysz?- zapytałam.- Oni praktycznie chcą wyzyskiwać tych ludzi, jak niewolników nie mogę na to pozwolić.
- Ci ludzie będą szczęśliwie mając jakąkolwiek pracę- odpowiedział.- Eleno, tak się tutaj żyję, warunki nie są lekkie, ale ty nie zmienisz świata.
- Nie rozumiem jak możesz być takim bezdusznym człowiekiem- odparłam.- To twoi rodacy, nie chcesz żeby mieli lepsze życie?- zapytałam z wyrzutem.- No tak zapomniałam, jesteś przecież zapatrzonym w siebie egoistą z wielkiego pałacu!- wrzasnęłam.- Ale wiesz co ty i tobie podobni możecie się uważać za pępki świata, ale ja takich będę tępić dopóki będę miała siłę, zrozumiałeś?
- Eleno, to ty niczego nie zrozumiałaś- powiedział po chwili.- Przyjechałaś z tak zwanego wielkiego świata i porównujesz tutaj wszystkich, ale w Europie zupełnie inaczej wygląda życie ludzi.
- Tak sobie tłumacz- powiedziałam.- Muszę iść, może Klaus się odezwie- odeszłam nie czekając czy jeszcze coś powie.

***

- Ale Klaus, jak możesz się na to zgodzić?- zapytałam nie dowierzając, że Nik może być, aż tak głupi.- Przecież te warunki to jakaś kpina.
- Eleno, nie mam teraz zbyt dużej możliwości wybrzydzania- powiedział.- Porozmawiaj z tym pełnomocnikiem i powiedz, że podejmujemy się budowy.
- Czy stało się coś o czym mi nie powiedziałeś?- zapytałam.- Czy coś się dzieje w firmie?
- Nie chciałem cie obarczać jakimiś zmartwieniami- powiedział.- Jednak moja firma nie ma się najlepiej, kilku naszych klientów nie wypłaciło mi pieniędzy i teraz potrzebuje chociaż minimalnego zastrzyku gotówki.
- Może potrzebujesz mojej pomocy w Stanach?- zapytałam.- Zawsze mogę przyjechać i zająć się sprawami tych niewypłaconych pieniędzy- zaproponowałam.
- Nie, nie wolałbym żebyś nadzorowała wszystko tam we Włoszech- odpowiedział.- Tutaj już cały zastęp prawników zajmuje się pozwami, ty lepiej dopilnuj, żeby ten Millianvelli niczego nie kombinował- poprosił.- W razie problemów dzwoń do mnie, a i jeszcze jedno nie opowiadaj o niczym Caroline. Ona i tak już nieźle świruje na myśl, że masz tam tylko Damona, jest gotowa zabrać dzieci i nie zważając na wszystko ruszyć ci na ratunek.
- Cała Caroline, właśnie za to ją kocham- powiedziałam.- Nie martw się nie będę jej opowiadała o problemach, obiecuje. Zadzwonię do ciebie kiedy podpiszemy kontrakt i pracę już się rozpoczną, do usłyszenia- dodałam i rozłączyłam się.

***

- No nieźle ci się udało- powiedział Klaus.- Ona już nienawidzi tego Millianvelliego. Nie mogłeś wymyślić, czegoś innego?-zapytał.- Ona myśli, że to jakiś sknera, a do tego ja musiałem wymyślić bajeczkę o problemach finansowych w mojej firmie.
- Przepraszam, że musiałem cie w to wciągnąć- powiedziałem.- Elena, teraz jest wkurzona, ale jej przejdzie, a ciebie nawet nie podejrzewa o jakieś nieczyste zagrywki, więc nie musisz się o nic martwić.
- Bardzo ciekawe, nie muszę się o nic martwić, mówisz?- zapytał kpiąco.- Pamiętaj jednak, że to wszystko będzie na mnie kiedy wyjdzie na jaw, po tobie każdy spodziewa się najgorszych rzeczy, ale ja nie chce kłócić się z żoną, ani stracić najlepszego prawnika mojej firmy- powiedział.
- Nie stracisz- obiecałem.- Kiedy wszystko się skończy, wyjaśnię dziewczynom o co w tym wszystkim mi chodziło, a one nam wybaczą- powiedziałem.
- Damon, ja ci pomagam, ale powiedz mi jedno o co w tym wszystkim naprawdę chodzi?- zapytał.- Rozumiem, że chcesz utrzeć nosa Elenie, z którą nigdy za sobą nie przepadaliście, ale po co, aż tyle zachodu? Pamiętaj, że obiecałeś nie przesadzić, a co ja słyszę, iż się zaprzyjaźniłeś z Eleną. Dlaczego z jednej strony chcesz ją podkopać zawodowo, a z drugiej chcesz udawać najlepszego sprzymierzeńca?
- Nawet nie wiesz jak zabawnie jest patrzeć jak ona się piekli- powiedziałem.- Teraz tylko czekać na rozwój wydarzeń, Klaus uważaj tylko żeby z niczym się nie zdradzić. Mam pytanie, czy gdybym potrzebował twojej pomocy będziesz mógł przyjechać?- zapytałem.
- Postaram się- odpowiedział.- Tylko pamiętaj, że muszę wymyślić jakąś wymówkę dla Caroline.
- Weź ją i dzieciaki ze sobą- odpowiedziałem.- Chętnie zobaczę moich siostrzeńców, a tak poza tym będę miał wymówkę żeby sprowadzić Elenę do mojego domu- uśmiechnąłem się.
- Dobrze, dobrze nie rozpędzaj się tak- powiedział.- Masz mnie informować o wszystkich postępach, teraz kończę, zaraz mam spotkanie.
- Bądź pod telefonem- poprosiłem.- Do usłyszenia, kochany szwagrze.
- Nie przylizuj się tak- odpowiedział.- Pilnuj się lepiej- rozłączył się.
________________________________________
Po pierwsze dziękuje Soul za przepiękny szablon, od razu chce mi się pisać:) Co do rozdziału jestem zadowolona, jednak nie wiem czy wam się spodoba, komentujcie. Jeżeli mi się uda to do jutra powinien pojawić się rozdział na  moim nowym Klaroline.


czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 4

- To tutaj?- zapytałam, nie wierząc własnym oczom.- Przecież mówiłeś, że pan Sellieni pracuje w twojej winiarni.
- Pracuje- odpowiedział.- Jednak to nie zmienia faktu, że jego żona prowadzi gospodarstwo. Właśnie dzięki temu możesz z nimi zamieszkać, a co myślałaś, że trafisz do pięciogwiazdkowego hotelu z basenem?- zapytał drwiąco.- Tutaj wszyscy tak pracują, dostają pieniądze za swoją prace, a jedzenie biorą ze swoich własnych upraw.
- Ty również tak robisz?- zapytałam z ciekawością.
- Nie muszę, często dostaje coś od swoich pracowników- spojrzałam na niego z wyrzutem.- Nie martw się płace za wszystko- uśmiechnął się.- Po prostu jestem lubiany.
- Będę mogła pomóc tej kobiecie?- zapytałam.- Bardzo chciałabym spróbować jak wygląda spokojne życie Włochów.
- Myślałem, że jesteś raczej typem księżniczki- zadrwił.- No wiesz taką dziewczyną,  która za nic nie chce się ubrudzić i złamać paznokci.
- W takim razie w ogóle mnie nie znasz- prychnęłam.- A znasz jakiegoś Federica Millianvelliego, czy jak mu tam, on chce negocjować z firmą Klausa kontrakt na budowę jakiegoś wodociągu?
- Nigdy osobiście go nie spotkałem- odparł.- Jednak z tego co słyszałem, dawno temu jego rodzina wyjechała do Stanów, a teraz on przypomniał sobie o Włoszech i chce się wszystkim przypodobać. Podobno to straszny bufon jest, jednak nie zmienia to faktu, że wodociągi zawsze się przydadzą.
- No to szykuje się bardzo miła współpraca- odparłam zrezygnowana.
- Nie mazgaj się tak, będzie dobrze- szturchnął mnie delikatnie w bok.- Teraz chodź, państwo Sellieni na nas czekają, zawiadomiłem ich jakie miałaś przygody- nie mogłam się nie uśmiechnąć.

Państwem Sellieni, okazała się dwójka starszych państwa, koło sześćdziesiątki. Pan Dominico, wysoki, bardzo szczupły, siwowłosy mężczyzna ciągle się uśmiechał i próbował mi coś opowiedzieć, jednak jego żona Valeria nigdy by na to nie pozwoliła, ponieważ sama się do wszystkiego wtrącała. Jak by jednak nie spojrzeć oboje byli bardzo sympatycznymi ludźmi.
- Ragazza, będzie tutaj mieszkała- powiedziała pani Valeria, pokazując mi mój tymczasowy pokój.- Mamy nadzieje, że panience będzie tu dobrze. Jakby czegoś potrzebowała, wystarczy zawołać.
- Dziękuje, na pewno będzie mi wygodnie, bardzo tutaj przytulnie- uśmiechnęła się, widać było, że tym komplementem została mile połechtana.
- Teraz powiem panience jak my tutaj funkcjonujemy. Śniadania będzie musiała jeść sama, bo ja i mąż wcześnie wstajemy pracować, obiady podaje o piętnastej, a kolacje o osiemnastej. Prosimy również, żeby panienka nie wracała zbyt późno do domu, właśnie ze względu na wczesne wstawanie- pokiwałam potakująco głową.
- Rozumiem, będę przestrzegała tych reguł- powiedziałam.- Proszę mi powiedzieć, czy Damon nadal jest na dole?- zapytałam.
- Pan Salvatore, chciał z nami chwilę porozmawiać- odparła.- Jednak, później chce się widzieć również z panienką.
- Jestem Elena i proszę tak na mnie mówić- powiedziałam, uśmiechając się.
- Dobrze panienko Eleno- trudno najwyraźniej będę teraz panienką Eleną, aż do wyjazdu.- Niech się teraz rozgości, a ja zawołam panienkę kiedy skończymy rozmawiać- powiedziała i wyszła z pokoju.

***

- Ona nie może się dowiedzieć prawdy- powiedziałem, kiedy pani Valeria do nas dołączyła.- Wiedzą państwo co należy mówić.
- Wiemy, wiemy panie Salvatore- odparł Dominico.- Panienka Elena, nie wie, że pod nazwiskiem Millianvelli ukrywa się pan. Nasz syn będzie, pańskim przedstawicielem, żeby uniknąć spotkania. Jednak ja czegoś tutaj nie rozumiem, panie Salvatore dlaczego chce pan stwarzać takie pozory, czy coś się stało?
- Panie Dominico, Elena Gilbert to mała złośnica, która myśli, że wszystko jej wolno- odpowiedziałem.- Pora żeby ktoś utarł jej nosa- uśmiechnąłem się.
- Za przeproszeniem- wtrąciła pani Valeria.- Moim zdaniem, panienka Elena to bardzo miła osóbka, a co do pańskiego opisu, lepiej on pasuje do pana- bezpośrednia z niej kobieta.
- Nieważne, zależy mi tylko, żeby wszystko było tak jak ustaliliśmy- odparłem.- Mogłaby pani zawołać Elenę, proszę?- zapytałem.

***

- Nie mogę w to uwierzyć, jak tutaj pięknie- powiedziałam, kiedy przechadzaliśmy się po Florencji.- Czuje się tutaj taki rodzinny klimat, sama nie wiem taki zupełnie niepodobny do wiecznie spieszącego się Nowego Jorku, rozumiesz mnie?
- Oczywiście- odpowiedział.- A myślisz, że dlaczego ja tak nie cierpię wyjazdów do Stanów?- zapytał.- Wolę o wiele spokojniejsze życie.
- Myślę, że też je polubię- odpowiedziałam.- Jednak kiedyś będę musiała wrócić do Stanów, przecież tam czeka na mnie całe życie, praca, rodzina i przyjaciele- w tej chwili zadzwoniła moja komórka. Rozmawiałam przez chwilę.- Damon, dzwonił niejaki Valentino Valverde, pełnomocnik Millianvelliego, jesteśmy umówieni na jutro o piętnastej. Podobno on jest na jakiejś konferencji czy czymś podobnym. Co za leń, wiedząc, że ja przyjeżdżam on sobie wyjechał. Nie ma co, spotkam się z tym Valverde- odparłam.- Tylko w co ja się ubiorę?!- wrzasnęłam.- Przecież nie mam ani żadnych ubrań, ani żadnych pieniędzy!
- Nie panikuj- odpowiedział.- Pomogę ci, pożyczę ci pieniądze, pojedziesz na zakupy. Oddasz kiedy wszystko wróci do normy.
- Powiesz, dlaczego jesteś dla mnie taki miły?- zapytałam podejrzliwie.
- Zwyczajnie mnie nie znasz- odpowiedział i wspólnie ruszyliśmy dalej.
_____________________________________
Nie wiem jakoś mi się nie klei. Chociaż dopiero teraz się zacznie.


czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział 3

- Damon- wyszeptałam.- Ty, ty co tutaj robisz?- wiedziałam, że to było irracjonalne pytanie w obecnej sytuacji, ale byłam w dużym szoku. Damon było ostatnią osobą, której bym się spodziewała.
- Tak się składa, że ja tutaj mieszkam- odpowiedział spokojnie.
- Wiem, że nie jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, ale Damon błagam cie, potrzebuje pomocy- to było najgorsze co mogło mnie spotkać. Prosić o pomoc tego wstrętnego cynika.
- Pewnie teraz myślisz, że zatrzasnę ci drzwi przed nosem, co?- zapytał z uśmiechem.- Może i za sobą nie przepadamy, ale jesteś kobietą do tego przyjaciółką mojej siostry i nie zostawię cie na pastwę losu- czy ktoś go podmienił, czy jak.- Wchodź, poproszę moją gospodynię, żeby przygotowała dla ciebie coś ciepłego.
Stałabym nadal na progu jego domu, kompletnie oniemiała gdyby nie złapał mnie za ramię i nie wprowadził do salonu.
- Usiądź, a ja załatwię dla ciebie coś na rozgrzanie- opuścił pokój, a ja zaczęłam się rozglądać. O mamuśku, Damon chyba śpi na pieniądzach. Jego salon wydawał się tak ogromny, że miałam wrażenie, iż zmieściłby się w nim cały mój rodzinny dom. Utrzymany w starym stylu, można się było poczuć jak w renesansie. Wszystko w beżu i ciepłym brązie, obrazy w złotych ramach i cała masa antyków. Tego też bym się nie spodziewała. Starszy Salvatore zawsze kojarzył mi się z nowoczesnością, a tutaj nawet nie ma telewizora, a to psikus. Może wszyscy Włosi tak mają, kochają tradycję. Przyglądałam właśnie wszystkie fotografie na kominku, wśród których o dziwo były zdjęcia całej rodziny, nawet Caroline, kiedy usłyszałam głos za plecami.
- Mam nadzieję, że przypadł ci do gustu mój salon- aż podskoczyłam ze strachu.- June podała właśnie zupę w jadalni możemy tam teraz przejść, a później zaprowadzę cie do twojej sypialni. Moja gospodyni ma córkę w twoim wieku i załatwi dla ciebie jakieś ubrania.
Przeszliśmy do tak zwanej jadalni i Damon praktycznie posadził mnie na krześle przy jednym z końców wielkiego stołu. Poleciała mi ślinka, kiedy zobaczyłam pysznie wyglądającą i pachnącą zupę. Praktycznie rzuciłam się na jedzenie, nawet nie zważając na to, że Damon dziwnie mi się przygląda.
- Teraz skoro już jesteś najedzona idziemy do tej sypialni- powiedział, kiedy odłożyłam już sztućce. Nawet nie zamienił ze mną słowa w swój zwyczajny sposób, jest miły i zachowuje się bardzo oficjalnie. Zastanowię się nad tym jutro. Poszliśmy na górę i jak się spodziewałam Damon wprowadził mnie do kolejnego przepięknego pokoju.
- Na łóżku leżą rzeczy dla ciebie- powiedział.- Do zobaczenia jutro. Dobranoc.

***

- Mówię ci Care ktoś podmienił twojego brata- powiedziałam, kiedy rozmawiałam z dziewczynami przez skype.
- I całe szczęście- odparła Bonnie.- Tylko pomyśl co by się z tobą stało gdyby był w złym humorze i zatrzasnął ci drzwi przed nosem.
- Elena ma rację- powiedziała Caroline.- Damon nigdy nie należał do osób szczególnie przyjaznych, a nagle pomaga mojej przyjaciółce, której nie znosi. Może on coś bierze?- wszystkie trzy wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Zapominacie, że Elena nikogo tam nie zna, a Damon na pewno o tym wie, a nawet on nie mógłby być, aż takim okrutnikiem- nasz obrońca się odezwał.
- Wiem co co mu chodzi!- krzyknęła Caroline.- Zawsze tak robił, potrafił być niezwykle miły, kiedy chciał coś osiągnąć, jednak zawsze w końcu pokazywał swoją prawdziwą twarz. Uważaj Eleno, on coś kombinuje. Jeszcze zdąży nieźle zajść ci za skórę.
- Dobra dziewczyny, idę zapytać tego bufona czy wie coś o państwie Sellieni. Kocham was- pożegnałyśmy  się, a ja zeszłam na dół do salonu. Damon siedział w jednym z foteli, czytając jakieś papiery.
- Damon- spojrzał na mnie.- Mógłbyś mi jeszcze w czymś pomóc? Nikogo tutaj nie znam, a mojego przewodnika nawet nie wiem jak znaleźć, a muszę dotrzeć do niejakich państwa Sellieni, może znasz kogoś takiego?
- Oczywiście, pan Dominico Sellieni pracuje w mojej winiarni- odpowiedział, a ja musiałam zebrać szczękę z podłogi.- Nie patrz tak, tutaj nie ma zbyt wielu miejsc pracy, poza tym wszyscy się znają. Zawiozę cie do ich domu za godzinę, jeżeli to ci odpowiada, ja muszę jeszcze coś załatwić.
- Dziękuje- powiedziałam tylko i czmychnęłam do swojej sypialni. Okropnie peszyła mnie jego obecność i dziwaczne zachowanie.

***

- Mówię ci, zachowuje się jak wystraszona kotka- powiedziałem.- Jest potulna jak baranek, zobaczysz jeszcze nie zdaje sobie sprawy co ją czeka.
- Nie wiem dlaczego dałem się na to namówić- odpowiedział Klaus.- Nawet nie potrafię sobie wyobrazić co się będzie działo kiedy Caroline się o tym dowie.
- Moja siostrzyczka jest w tobie zakochana po uszy- odpowiedziałem.- Chyba ty jesteś facetem w waszym małżeństwie, co?- zapytałem zaczepnie.- Nie przejmuj się  wezmę całą winę na siebie, kiedy Elena wreszcie się zorientuje.
- Mimo wszystko żałuję, że nie zobaczę miny Eleny, kiedy się dowie, że Federico Millianvelli, mój nowy potencjalny klient, z którym ona miała negocjować, to tak naprawdę, Damon Salvatore znienawidzony brat jej przyjaciółki- obaj wybuchnęliśmy śmiechem.- Kończę Caroline wróciła do domu, a ty tam nie przesadzaj za bardzo.
- Nie martw się tej małej złośnicy, przyda się porządna nauczka- powiedziałem.- Do usłyszenia- rozłączyłem się. Teraz dopiero zacznie się zabawa. Wszedłem do domu, znów przybierając poważną minę, jednocześnie uśmiechając się do siebie.
_________________________________________
Kolejny rozdział zupełnie mi nie wyszedł. Jednak mam nadzieję, że komuś przypadnie do gustu. 

środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 2

Dwa tygodnie później:

- Mój mąż jest naprawdę okropny- uśmiechnęła się, Caroline.- Zabierać mi najlepszą przyjaciółkę, już ja się z nim policzę.
- Co nie będzie seksu, przez miesiąc?- zapytała Bonnie.- Oj daj spokój, Caroline wiemy jak to jest- powiedziała, kiedy Caroline, walnęła przysłowiowego buraka.
- Dziewczyny przecież nie wyjeżdżam na koniec świata- wtrąciłam się do rozmowy.- To będzie wspaniała przygoda. Tylko sobie wyobraźcie, ja, Włochy, a przede wszystkim Włosi- uśmiechnęłam się.- Może wreszcie i do mnie uśmiechnie się szczęście.
- Dlaczego, chcesz szukać tego szczęścia, na drugim końcu świata?- zapytała Bonnie.- Przecież, tutaj też jest pełno przystojnych mężczyzn, a ty jesteś wspaniała, tylko musisz trochę poszukać.
- Bonnie, nie chodzi tylko o mężczyzn- tłumaczyłam.- Potrzebuje chwili przerwy. Dziewczyny to Europa!- wrzasnęłam.- Wreszcie odetchnę od tego zatłoczonego miasta.
- Dobrze, rozumiemy, że nie ma szans cie przekonać- powiedziała Caroline.- Mam nadzieję, że twoje zadanie zawodowe nie jest ciężkie?
- Oczywiście, że nie- odparłam.- Jestem prawniczką, dla mnie takie negocjacje to nic, w porównaniu z tym czego musiałam dokonywać na studiach- wznowiłam, przerwane pakowanie.- Może byście pomogły?
- Powiedź, chociaż czy wszystko masz załatwione- poprosiła mulatka.- Zakwaterowanie, kto się będzie tobą zajmował, kiedy tam dojedziesz?
- Nie martw się- uspokoiłam ją.- Wszystko jest gotowe. Będę mieszkała ze starszym małżeństwem, w jakimś miłym zakątku Florencji.
- Niezbyt wyszukane towarzystwo- zaśmiała się Caroline.
- Dawni pracownicy, twojego zmarłego teścia- powiedziałam.- Klaus bardzo ich zachwalał, dziwne, że nie wiesz.
- Dopiero co wzięliśmy ślub- przypomniała.- Musimy się jeszcze nacieszyć naszym miesiącem miodowym. Na poznawanie, całych biografii od a do z będzie czas przez najbliższe trzydzieści lat. Właśnie skoro już mowa o moim małżeństwie, na weselu zauważyłam, że rozmawiałaś z Damonem. Mam nadzieję, że sprawował się jak najlepiej- spojrzała na mnie pytająco.
- Powiedźmy- mruknęłam.- Wiesz jaki jest Damon, udaje, że nagle się zmienił- powiedziałam.- Jednak starał się być miły, zapewne dlatego, że obok bawiła się wasza matka.
- Zarówno ona jak i Stefan mówią, że nadal jest największym cynikiem jakiego spotkali- powiedziała, Caroline.- Jednak wszyscy mamy nadzieję, że za tą fasadą, którą zbudował przez lata, ukryty jest prawdziwy Damon.
- Pierwszy raz w życiu, go bronisz- powiedziałam.- To nadzwyczajne, biorąc pod uwagę jak zachowywał się lata temu. Nawet jako dziecko, potrafił być podłym łajdakiem. Szczerze cie nienawidził.
- To przeszłość, Eleno- odparła.- Nie zapominaj, że mama odeszła na dobre od Giuseppe na kilka miesięcy, zanim się urodziłam. Zarówno Stefan jak i Damon byli małymi chłopcami, którym rozpadła się rodzina.
- Jednak Stefan, nigdy nie traktował cie jak człowieka gorszej kategorii, tylko dlatego, że twoim ojcem jest inny mężczyzna- nie wiem dlaczego się tak upierałam.- Dajmy temu jednak spokój, powinnam się pospieszyć jeżeli nie chce się spóźnić na samolot.

***

- Obiecaj, że napiszesz, jak tylko zakwaterujesz się bezpiecznie na miejscu- poprosiła Bonnie.
- Tak jest, mamo!- udawałam, że salutuje.
- Po weekendzie wyśle ci wszystkie potrzebne wiadomości w sprawie negocjacji- wtrącił Klaus, który odstawiał mnie z dziewczynami na lotnisko.
- Będę tego oczekiwała, szefie- próbowałam zamaskować swoje zdenerwowanie.- Nie musisz, przecież znam wszystko na pamięć.
- Wolę mieć wszystko pod kontrolą- odpowiedział.- Ale, teraz czas na ostatni uścisk, zapowiadają twój odlot- rzeczywiście w głośnikach rozbrzmiał komunikat, że pasażerowie mojego lotu, mają się stawić w przejściu numer dwa.
- Uważaj na siebie- powiedziała Caroline.
- Wracaj, jak najszybciej- dodała Bonnie- wszystkie trzy padłyśmy sobie w objęcia, o mały włos się nie rozpłakałam. Jednak musiałam wziąć się w garść, to idiotyczne przecież za parę miesięcy miałam wrócić do domu. 
***

Czternaście godzin później:

Wreszcie mogłam, rozprostować nogi, po tylu godzinach wyczerpującego lotu. Byłam w świetnym humorze, jednak jak to zwykle bywa, kiedy jestem zbyt szczęśliwa, musi zdarzyć się coś co mi ten nastrój zepsuje. Początkiem problemów był mój chwilowo zaginiony bagaż. Musiałam spędzić dodatkowe dwie godziny na lotnisku, zanim mogłam poszukać, niejakiego Jassie Fellini, który miał zostać moim towarzyszem do domu państwa Sellienich. Niestety również tutaj czekało na mnie nie małe rozczarowanie, ponieważ nie było go w miejscu, w którym byliśmy umówieni, na dodatek nie odbierał telefonu. Poszukałam jakiejś taksówki i usilnie próbowałam wyjaśnić taksówkarzowi jak dojechać do domu moich przyszłych gospodarzy.
- Państwo Sellienie- mówiłam bardzo powoli, słyszałam, że Włosi są bardzo przyjaźni, a w Toskanii co drugi człowiek się zna. Byliśmy w końcu stolicy, niestety problemem okazał się język.
- Ragazza salire in macchina Ti accompagno a loro- widząc, że nic nie zrozumiałam, pokazał na mnie i samochód i powtórzył- Salire in macchina- wreszcie zrozumiałam i wsiadłam. Byłam pewna, że to koniec moich kłopotów. Jechaliśmy spokojnie dobry kawałek drogi, kiedy samochód gwałtownie się zatrzymał, a z pod maski zaczęło się dymić. Taksówkarz wysiadł, otworzył klapę i zaczął majsterkować. Niestety rozpadało się porządnie, a droga z każdą chwilą musiała stawać się gorzej przejezdna, a my sterczeliśmy po środku wielkich traw. Niech to szlak!.
- L'auto si è rotta- powiedział taksówkarz, podchodząc do okna.- Nessun posto dove andare- to akurat zrozumiałam dokładnie. Podziękowałam mu, wątpiąc czy zrozumiał i zabrałam swój bagaż. 
Nie mogło mnie spotkać już nic gorszego, więc przechadzka w deszczu nie wiadomo dokąd nie była niczym szczególnym. Nie mam pojęcia ile dokładnie trwała moja wędrówka, ale po pewnym czasie byłam zmuszona porzucić nawet moje walizki. Ubranie przemokło i przylgnęło do ciała, a ciągnięcie za sobą dwóch bagaży było niemożliwością. Jednak moje męczarnie wreszcie się opłaciły, zobaczyłam bramę, a za nią wielką posiadłość. Nabrałam jakby dodatkowych sił, ponieważ rzuciłam się biegiem w ich stronę. Dotarłam do drzwi i zaczęłam tłuc pięściami. Oparłam się o ścianę, z nadzieją, że ktoś będzie w domu i mi otworzy. Usłyszałam rygiel i zaczęłam mówić, zanim zauważyłam kto stoi w drzwiach.
- Proszę mi pomóc, nie wiem gdzie jestem, miałam dotrzeć do państwa Sellienie, ale taksówka się zepsuła i musiałam tutaj dotrzeć na piechotę- zaczerpnęłam tchu.- I...- przerwał mi opanowany głos.
- Elena, co ty tutaj robisz?- to był dobrze znany mi głos.- Nigdy bym się tego nie spodziewał.
- Damon- powiedziałam, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Jednak może być gorzej.
_______________________________________________________
Trzymajcie rozdział drugi. Tłumaczenie włoskich zwrotów:
1. Ragazza salire in macchina Ti accompagno a loro- Dziewczyno, wsiadaj do samochodu, podwiozę cie do nich.
2.  L'auto si è rotta- Auto się zepsuło.
3. Nessun posto dove andare- Nigdzie nie pojedziemy.

KOMENTUJCIE, to pomaga. Mam nadzieję, że się spodoba.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 1

Nowy Jork, 2014 rok

Wszystko wyglądało pięknie, kwiaty, Kościół, a Klaus i Caroline świata poza sobą nie widzieli. Tak się cieszyłam szczęściem przyjaciółki. Zasługiwała na takiego mężczyznę jak Klaus i jeszcze Charlie i Theo, byli prawdziwą rodziną. 
- Ziemia do Eleny- zawołała Bonnie, machając mi ręką, przed twarzą.- Ale masz rozmarzoną minę- uśmiechnęła się.
- Bon, nie uważasz, że oni wyglądają jak z bajki?- zapytałam.- To wspaniałe, a jednocześnie takie smutne, już nie będziemy mieszkać razem, koniec plotek i butelek wina na kanapie w naszym salonie- posmutniałam.- Jakbyśmy straciły przyjaciółkę.
- Jesteś prawniczką, a duszę masz jak u romantyczki- odparła Bonnie.- Nie masz się czym martwić, przecież Caroline nie wyjeżdża na księżyc, będziemy się często widywać.
- Masz rację- powiedziałam.- Teraz chodźmy, nie przesiedzimy chyba całego wesela- bawiłyśmy się na parkiecie, dobrą godzinę. Nagle zgubiłam gdzieś Bonnie. Przeszukałam całą salę, ale nigdzie jej nie było, nie chciałam przeszkadzać Caro w jej szczęściu, więc zaczęłam się rozglądać wokół sali.
- Kogo szukasz?- usłyszałam głos za sobą, odwróciłam się i zobaczyłam Damona.- Mogę ci pomóc.
- Bonnie, gdzieś zniknęła- powiedziałam.- Daruj sobie, nie potrzebuje twojej pomocy.
- Eleno, dlaczego zachowujesz się w ten sposób?- zapytał z miną niewiniątka.
- Gdybym cie nie znała, uwierzyłabym, że taki z Ciebie pomocny człowiek- powiedziałam.- Wszyscy jednak, doskonale wiemy, że masz głęboko gdzieś swoją rodzinę.
- Ranisz moje serce, tymi osądami- odparł. Przez chwile staliśmy w ciszy, mierząc się wzrokiem, niestety podeszła do nas Esther i musieliśmy zacząć się uśmiechać.
- Według tradycji, świadkowie również powinni ze sobą zatańczyć- powiedziała, dając nam jasno do zrozumienia, czego od nas oczekuje.
- Oczywiście- odparł, szybko Damon.- Eleno Gilbert, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną- widać było, że Esther jest wniebowzięta, jego zachowaniem.
- Taka jest tradycja- powiedziałam, podając mu dłoń. Przeszliśmy razem na parkiet. Nie miałam zamiaru z nim rozmawiać, jednak jak to zwykle bywa z Damonem, musiał zrujnować moje plany.
- Dlaczego uważasz, że nie interesuje się swoją rodziną?- zapytał, przerywając ciszę.
- Ty, się tak na serio pytasz?- pokiwał głową.- Znamy się nie od dzisiaj, a moja pamięć jeszcze nie szwankuje, a z tego co sobie przypominam, nie szczególnie przepadałeś za Caroline. Całe nasze dzieciństwo dokuczałeś jej, tylko dlatego, że twoja matka miała ją z innym mężczyzną, a nawet kiedy układała sobie życie z Klausem, musiałeś psuć jej radość- spojrzał na mnie zdziwiony.- Nie udawaj, drażniłeś się z nią, jak mogła zdobyć go przez łóżko.
- Moje stosunki z siostrą, nie były najlepsze- przyznał.- Jednak chyba nadeszła pora, żeby ocieplić nasze stosunki, przecież jesteśmy rodziną- dodał,- Nie uważasz, że osoby takie jak ja mogą dorosnąć i zmienić się?- zapytał.
- Tacy jak ty nigdy się nie zmieniają- powiedziałam.- Możesz oczarować wszystkich swoją rolą dżentelmena, ale nie wmówisz mi, że nagle staniesz się potulnym barankiem. Dla ciebie liczy się tylko winiarnia, imprezy i czczenie swojego zmarłego ojca, który według ciebie był ideałem.
- Nie masz prawa, mnie osądzać!- podniósł głos, aż wszyscy na nas spojrzeli.- Ty i to twoje idealne życie, praca, sukcesy, przyjaciółki, rodzina- zaczął ciszej.- Jednak coś ci powiem pani idealna, żaden facet z tobą nie wytrzymuje, ponieważ jesteś zadufaną w sobie smarkulą!- zakończył.
- Wolę do końca życia, zostać starą panną- zaczerpnęłam powietrza- niż zadawać się z podobnymi tobie egoistami- powiedziałam oburzona, kończąc taniec i wyszłam z sali.
- Jeszcze zobaczymy- powiedział, patrząc za nią Damon.
_________________________________________________
Wiem, że krótko, ale to początek. Pierwsze opowiadanie o Damonie i Elenie, no nie wierze. Ja o nich piszę, ale nam nadzieję, że spodoba się wam tak jak moje Klaroline. Wiem, że miałam zacząć od czerwca, ale postanowiłam już dzisiaj opublikować rozdział, wiecie wena i takie tam. Jednak pozostałe blogi tymczasowo zawieszone do czerwca, nie wiem jak będzie z tym, ale się postaram. Do napisania:)
Pierwsza część sagi: http://klaus-caroline-po-ludzku.blogspot.com/ (Dla tych, którzy nie czytali, będę się do tego bloga odnosić, w niektórych momentach, żebyście zrozumieli niedopowiedzenia.)
Theme by Hanchesteria