Następnego dnia:
- Nienawidzę tego bufona!- wrzasnęłam wchodząc do domu.- Nie dość, że on nie zamierza się ujawniać to jeszcze ten jego asystent nie jest łaskawy odbierać telefonów!- rzuciłam wszystkimi papierami.- Klaus! Gdzie jesteś!?
- Nie ma go tutaj- powiedziała Caroline, wchodząc do salonu z Theo na ręku.- Co tak wrzeszczysz, wystraszyłaś mi dziecko.
- Przepraszam- dopiero teraz zauważyłam jaką mały miał przerażoną minę.- Nie chciałam, ale nawet nie zdajesz sobie sprawy jacy ci robotnicy są nieznośni. Nie dość, że budowa idzie do przodu niemal w ślimaczym tępię, to jeszcze doprowadzają mnie do szału swoimi sprośnymi uwagami. Wiesz może gdzie jest Klaus?- co za głupie pytanie, w końcu to jego żona.- Wolałabym, żeby on się nimi zajął.
- Razem z Damonem pojechali do jego winiarni- odpowiedziała.- Zabrali ze sobą Charlotte, ale powiedział, że zajrzą na budowę w drodze powrotnej- dodała.- Jeżeli to ci poprawi humor, możemy pójść na zakupy, albo na zwykły spacer, już zapomniałam jak piękne krajobrazy można tutaj zobaczyć.
- Nie mam na to najmniejszej ochoty- powiedziałam.- Chyba pójdę się położyć- nie powiedziała nic więcej, więc poszłam na górę.
Dwie godziny później:
- Eleno?- usłyszałam ciszę pytanie.- Śpisz? Dobrze się czujesz?- to był Damon.
- Tak, tylko czułam się bardzo zmęczona- odpowiedziałam, odwracając się do niego.
- Ciężki dzień?- zapytał pobłażliwie.- Możesz się wygadać, co się stało?
- Mam już dość tej całej szopki z budową- powiedziałam.- Ten Millianvellie, doprowadzi mnie do szaleństwa, on nawet nie raczy się pofatygować na budowę, a pełnomocnik Valverde jest równie lekkomyślny jak jego szef- nabrałam tchu.- Próbuje się do niego dodzwonić już od trzech dni, ale cały czas włącza się jego poczta głosowa- na samą myśl krew mnie zalewała.- Nie wiem już co mam zrobić, żeby obaj się zainteresowali tą budową.
- Nie martw się- powiedział.- Wiesz co ja to załatwię- spojrzałam na niego pytająco.- Znam Millianvelliego i spróbuje zorganizować wam spotkanie. No już rozchmurz się, zmartwienia dodadzą ci tylko zmarszczek- nie mogłam się nie uśmiechnąć.- Musimy się razem napić- pokręciłam głową.- Nie kręć mi tutaj głową, tylko choć- pociągnął mnie za sobą.
- Ha wygrałam- klasnęłam w dłonie.- Jestem nową mistrzynią w piciu tequili! Cały się oplułeś- roześmiałam się.
- Przepraszam, że się nie rozdziawiam jak wąż- również się uśmiechnął.- Jesteś już nieźle wstawiona- zauważył, jak bym sama o tym nie wiedziała.
- Nie tylko nie to- powiedziałam.- Na samo wspomnienie tego co robiliśmy po pijaku, robi mi się niedobrze- udawałam, że się wzdrygam.
- Auć zabolało- odpowiedział.- No przyznaj, wcale nie było tak źle- uśmiechnął się.
- No dobra niech ci będzie, przyznaje- odpowiedziałam.- Jednak to nie zmienia faktu, że po wszystkim zachowałeś się jak pierwszorzędny dupek- zrobił minę zbolałego psiaka.
- No dobra jestem dupkiem- powiedział.- Przyznawanie się po pijaku nie liczy się- roześmiał się.
- Chodź, musimy potańczyć- pociągnęłam go w stronę parkietu, ale zachwiałam się.- Tylko podtrzymaj mnie w pionie- powiedziałam przymilnie.
- Myślę, że na dzisiaj ci wystarczy- trzymał mnie mocno.- Chodźmy do domu, musisz się ewidentnie położyć, bo inaczej jutro wykończy cie kac- wezwaliśmy taksówkę i wróciliśmy do domu.
- Damon, chodź tutaj- pociągnęłam go w stronę sypialni.- Pomożesz mi się rozebrać- uśmiechnęłam się, zatrzaskując drzwi.- Albo najpierw pomogę ci to zrobić- już wiedziałam, że nie powinnam z nim pić.
- Eleno, myślę, że to nie najlepszy pomysł- próbował mnie powstrzymać, ale ja wiedziałam, że nie będzie się długo opierał.
- Oj zamknij się już i pocałuj mnie- sama nie wiedziałam co mnie opętało, ale najwyżej będę tego żałowała jutro.
Następnego dnia:
Kiedy obudziłam się po kilku godzinach niespokojnego snu, Damona nie było obok mnie. Domyśliłam się, że musiał już wstać i zająć się swoimi sprawami. Eleno Gilbert coś ty narobiła! Czy moje życie musi być takie skomplikowane, jak my będziemy teraz funkcjonować z Damonem, czy będziemy się ignorować jak dotychczas, czy coś się między nami zmieni. Co się stało to już się nie odstanie, zastanowię się nad tym później. Powoli wstałam i ubrałam się w jakieś luźne ciuchy, dzisiaj nie musiałam myśleć o pracy. W domu panowała jakaś złowieszcza cisza. Podeszłam do drzwi salonu i usłyszałam przyciszone głosy.
- Nie mogę jej już tego robić- to był Damon.- Wczoraj była już nieźle wyprowadzona z równowagi. Postanowiłem, że powiem jej prawdę- nie rozumiałam o co mu chodzi.
- Wreszcie poszedłeś po rozum do głowy- powiedziała Caroline.- Już kilka razy byłam bliska wyznania jej, że to ty udajesz tego Millianvelliego. Dobrze wiesz, że ona nie zasługuje na to, żeby ją tak oszukiwać.
- Mówiłem ci, że nie poradzisz sobie z tym oszustwem- powiedział Klaus.- Sam miałem wyrzuty sumienia wymyślając bajeczki o mojej firmie- oni wszyscy mnie oszukiwali. Złość wzbierała we mnie z prędkością błyskawicy. Wpadłam do salonu.
- Jak mogliście mi to zrobić!- krzyknęłam, wszyscy spojrzeli na mnie oszołomieni.- Co wy sobie wyobrażacie! Nie wolno nikogo oszukiwać! Musieliście mieć ze mnie niezły ubaw!
- Myślę, że ty i Damon powinniście zostać sami- powiedział Klaus i pociągnął protestującą Caroline do drzwi.
- Eleno, ja...- nie chciałam słuchać jego tłumaczeń. Podeszłam i z całej siły uderzyłam go w twarz.
- Zamknij się!- wrzasnęłam.- Jesteś obłudnym, parszywym sukinsynem! Nienawidzę cie i nie chce cie już nigdy więcej widzieć w swoim życiu!- wiedziałam, że jeszcze chwila i się rozpłaczę. Nie mogłam sobie pozwolić na łzy, nie przy nim. Wybiegłam z domu, nie zrobił nic, żeby mnie zatrzymać.
________________________________________
Jest rozdział, bardzo miło i przyjemnie mi się go pisało. Mam nadzieję, że wam się podoba. KOMENTUJCIE:)