- Pracuje- odpowiedział.- Jednak to nie zmienia faktu, że jego żona prowadzi gospodarstwo. Właśnie dzięki temu możesz z nimi zamieszkać, a co myślałaś, że trafisz do pięciogwiazdkowego hotelu z basenem?- zapytał drwiąco.- Tutaj wszyscy tak pracują, dostają pieniądze za swoją prace, a jedzenie biorą ze swoich własnych upraw.
- Ty również tak robisz?- zapytałam z ciekawością.
- Nie muszę, często dostaje coś od swoich pracowników- spojrzałam na niego z wyrzutem.- Nie martw się płace za wszystko- uśmiechnął się.- Po prostu jestem lubiany.
- Będę mogła pomóc tej kobiecie?- zapytałam.- Bardzo chciałabym spróbować jak wygląda spokojne życie Włochów.
- Myślałem, że jesteś raczej typem księżniczki- zadrwił.- No wiesz taką dziewczyną, która za nic nie chce się ubrudzić i złamać paznokci.
- W takim razie w ogóle mnie nie znasz- prychnęłam.- A znasz jakiegoś Federica Millianvelliego, czy jak mu tam, on chce negocjować z firmą Klausa kontrakt na budowę jakiegoś wodociągu?
- Nigdy osobiście go nie spotkałem- odparł.- Jednak z tego co słyszałem, dawno temu jego rodzina wyjechała do Stanów, a teraz on przypomniał sobie o Włoszech i chce się wszystkim przypodobać. Podobno to straszny bufon jest, jednak nie zmienia to faktu, że wodociągi zawsze się przydadzą.
- No to szykuje się bardzo miła współpraca- odparłam zrezygnowana.
- Nie mazgaj się tak, będzie dobrze- szturchnął mnie delikatnie w bok.- Teraz chodź, państwo Sellieni na nas czekają, zawiadomiłem ich jakie miałaś przygody- nie mogłam się nie uśmiechnąć.
Państwem Sellieni, okazała się dwójka starszych państwa, koło sześćdziesiątki. Pan Dominico, wysoki, bardzo szczupły, siwowłosy mężczyzna ciągle się uśmiechał i próbował mi coś opowiedzieć, jednak jego żona Valeria nigdy by na to nie pozwoliła, ponieważ sama się do wszystkiego wtrącała. Jak by jednak nie spojrzeć oboje byli bardzo sympatycznymi ludźmi.
- Ragazza, będzie tutaj mieszkała- powiedziała pani Valeria, pokazując mi mój tymczasowy pokój.- Mamy nadzieje, że panience będzie tu dobrze. Jakby czegoś potrzebowała, wystarczy zawołać.
- Dziękuje, na pewno będzie mi wygodnie, bardzo tutaj przytulnie- uśmiechnęła się, widać było, że tym komplementem została mile połechtana.
- Teraz powiem panience jak my tutaj funkcjonujemy. Śniadania będzie musiała jeść sama, bo ja i mąż wcześnie wstajemy pracować, obiady podaje o piętnastej, a kolacje o osiemnastej. Prosimy również, żeby panienka nie wracała zbyt późno do domu, właśnie ze względu na wczesne wstawanie- pokiwałam potakująco głową.
- Rozumiem, będę przestrzegała tych reguł- powiedziałam.- Proszę mi powiedzieć, czy Damon nadal jest na dole?- zapytałam.
- Pan Salvatore, chciał z nami chwilę porozmawiać- odparła.- Jednak, później chce się widzieć również z panienką.
- Jestem Elena i proszę tak na mnie mówić- powiedziałam, uśmiechając się.
- Dobrze panienko Eleno- trudno najwyraźniej będę teraz panienką Eleną, aż do wyjazdu.- Niech się teraz rozgości, a ja zawołam panienkę kiedy skończymy rozmawiać- powiedziała i wyszła z pokoju.
***
- Ona nie może się dowiedzieć prawdy- powiedziałem, kiedy pani Valeria do nas dołączyła.- Wiedzą państwo co należy mówić.
- Wiemy, wiemy panie Salvatore- odparł Dominico.- Panienka Elena, nie wie, że pod nazwiskiem Millianvelli ukrywa się pan. Nasz syn będzie, pańskim przedstawicielem, żeby uniknąć spotkania. Jednak ja czegoś tutaj nie rozumiem, panie Salvatore dlaczego chce pan stwarzać takie pozory, czy coś się stało?
- Panie Dominico, Elena Gilbert to mała złośnica, która myśli, że wszystko jej wolno- odpowiedziałem.- Pora żeby ktoś utarł jej nosa- uśmiechnąłem się.
- Za przeproszeniem- wtrąciła pani Valeria.- Moim zdaniem, panienka Elena to bardzo miła osóbka, a co do pańskiego opisu, lepiej on pasuje do pana- bezpośrednia z niej kobieta.
- Nieważne, zależy mi tylko, żeby wszystko było tak jak ustaliliśmy- odparłem.- Mogłaby pani zawołać Elenę, proszę?- zapytałem.
***
- Nie mogę w to uwierzyć, jak tutaj pięknie- powiedziałam, kiedy przechadzaliśmy się po Florencji.- Czuje się tutaj taki rodzinny klimat, sama nie wiem taki zupełnie niepodobny do wiecznie spieszącego się Nowego Jorku, rozumiesz mnie?
- Oczywiście- odpowiedział.- A myślisz, że dlaczego ja tak nie cierpię wyjazdów do Stanów?- zapytał.- Wolę o wiele spokojniejsze życie.
- Myślę, że też je polubię- odpowiedziałam.- Jednak kiedyś będę musiała wrócić do Stanów, przecież tam czeka na mnie całe życie, praca, rodzina i przyjaciele- w tej chwili zadzwoniła moja komórka. Rozmawiałam przez chwilę.- Damon, dzwonił niejaki Valentino Valverde, pełnomocnik Millianvelliego, jesteśmy umówieni na jutro o piętnastej. Podobno on jest na jakiejś konferencji czy czymś podobnym. Co za leń, wiedząc, że ja przyjeżdżam on sobie wyjechał. Nie ma co, spotkam się z tym Valverde- odparłam.- Tylko w co ja się ubiorę?!- wrzasnęłam.- Przecież nie mam ani żadnych ubrań, ani żadnych pieniędzy!
- Nie panikuj- odpowiedział.- Pomogę ci, pożyczę ci pieniądze, pojedziesz na zakupy. Oddasz kiedy wszystko wróci do normy.
- Powiesz, dlaczego jesteś dla mnie taki miły?- zapytałam podejrzliwie.
- Zwyczajnie mnie nie znasz- odpowiedział i wspólnie ruszyliśmy dalej.
_____________________________________
Nie wiem jakoś mi się nie klei. Chociaż dopiero teraz się zacznie.